Dodano: 08 maja 2018r.

Pojazd autonomiczny Ubera zauważył kobietę, ale nie zareagował. Wraca sprawa śmiertelnego potrącenia

Samochód autonomiczny firmy Uber, który w połowie marca śmiertelnie potrącił kobietę przechodzącą przez ulicę, wykrył ją, ale nie zareagował – donosi wewnętrzny raport opracowany przez Ubera.

Wypadek z udziałem pojazdu autonomicznego

 

Do zdarzenia doszło w niedzielny wieczór 18 marca. Samochód SUV marki Volvo pracujący w trybie autonomicznym, ale zgodnie z wymaganiami, pod nadzorem kierowcy, uderzył w przechodzącą w niedozwolonym miejscu kobietę. 49-latka przeprowadzała przez jezdnię rower obwieszony torbami z zakupami. Niestety kobieta zmarła w szpitalu w wyniku obrażeń.

Zdarzenie miało miejsce w Tempe w Arizonie. Samochód w momencie zdarzenia miał prędkość około 60 kilometrów na godzinę. Według policji, pojazd nawet nie próbował hamować przed kobietą. Do zdarzenia doszło w nocy. Kierowca, który miał kontrolować pojazd był trzeźwy.

Jak głosi wewnętrzny raport opracowany przez firmę Uber, do którego dotarli dziennikarze serwisu The Information, czujniki samochodu wykryły kobietę, ale jego oprogramowanie, które decyduje o tym, jak pojazd powinien zareagować, uznało ją za „fałszywy alarm”. Być może wpłynęły na to plastikowe torby i rower, który utrudnił identyfikacje przeszkody, na co zwracano uwagę już wcześniej.

 

W raporcie podkreślono również, że kierowca, który miał nadzorować poczynania pojazdu, zajęty był przeglądaniem informacji na swoim smartfonie i zauważył kobietę, gdy było już za późno na interwencję.

Serwis The Information w swoim artykule powołuje się na dwa źródła „dobrze poinformowane w sprawie”. Według nich, wewnętrzne dochodzenie Ubera wykazało, że kamery, Lidar i radar w testowym pojeździe autonomicznym wykonały swoje zadania poprawnie. Zawinił system określający, które obiekty wokół samochodu można bezpiecznie zignorować.

System ten jest dostrajany na ignorowanie spadających liści czy śmieci walających się na drodze. Ma również pomijać rowerzystów poruszających się po jezdni. Wszystko wskazuje na to, system uznał kobietę z rowerem i pakunkami za nieistotny obiekt i że wina za śmiertelnie potrącenie spadnie na niedopracowane oprogramowanie i jego twórców, choć dochodzenie policji i Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu (NTBS) wciąż trwa.

Po wypadku firma Uber zwiesiła testy samochodów autonomicznych w całych Stanach Zjednoczonych. Wypłaciła też odszkodowanie rodzinie zmarłej kobiety. „Aktywnie współpracujemy z NTSB w ich dochodzeniu i z szacunku dla tego procesu nie będziemy komentować specyfiki incydentu. Zainicjowaliśmy kompleksowy przegląd bezpieczeństwa naszego oprogramowania instalowanego w pojazdach autonomicznych. Zatrudniliśmy również byłego przewodniczącego NTSB Christophera Harta, który będzie doradzał nam w kwestiach bezpieczeństwa” – brzmi oświadczenie Ubera.

Zdarzenie z marca to pierwsza ofiara śmiertelna w wypadku spowodowanym przez pojazd autonomiczny, choć rozwój tego sektora jest często opisywany, jako jedyny sposób na wyeliminowanie wypadków drogowych. Trzeba jednak zaznaczyć, że nie wszystkie samochody autonomiczne mają takie samo oprogramowanie. Według niezależnych testów z ubiegłego roku, technologia Ubera zostało określona, jako „tysiąckrotnie gorsza” od chociażby konkurencyjnej firmy Waymo kontrolowanej przez Google.

To pierwszy przypadek, ale należy oczekiwać, że będzie ich więcej i to nie z winy systemów, ale z winy człowieka. W tej sprawie trudno też obciążyć odpowiedzialnością samą technologię. Doszło do nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Kobieta wtargnęła na jezdnię w niedozwolonym miejscu, kierowca kontrolujący pojazd był zajęty swoim telefonem, a oprogramowanie było niedopracowane przez programistów. We wszystkich wymienionych punktach, gdyby człowiek zachował się prawidłowo, nie doszłoby do tragedii.

Mimo śmiertelnego potrącenia pojazdy autonomiczne nadal są pożądanym rozwiązaniem na przyszłość. Samochody te są naszpikowane technologią. W zależności od modelu samochodu, pojazdy te mają wiele różnego rodzaju czujników. Sytuacja na drodze obserwowana jest przez kamery i radary. W kołach mieszczą się czujniki prędkości dostosowując szybkość jazdy do panujących warunków. Znaki drogowe, czy kolor sygnalizacji świetlnej „czytany” jest przez kamery. Za sprawne dojechanie do celu odpowiada system GPS. Ostatnią nowinką w tym segmencie jest brak… kierownicy.

 

Źródło: The Guardian, fot. ABC15 Arizona/YouTube